CHRYSTUS I CHRYSTNA
Pewien urzędnik w Pondiszery, Jacolliot, ogłosił we Francyi pod rozmaitymi tytułami mnóstwo książek, zmierzających do jednego celu, a mianowicie, do udowodnienia, że Biblia niczem więcej nie jest, jak tylko naśladownictwem indyjskich ksiąg świętych, a opowiadania jej - plagiatami, zaczerpniętymi u tych samych źródeł. Główne z tych dzieł, streszczające w sobie wszystkie inne, nosi tytuł: La Bible dans l'Inde; Vie de Jezeus Christna. W książce tej usiłuje Jacolliot wykazać, że w Indyach żył legendowy bohater, noszący prawie to samo, co Chrystus Pan, imię, i spełniający toż samo prawie, co On, zadanie. Wiele umysłów powierzchownych dało się w błąd wprowadzić temu romansopisarzowi. Inne wszakże umysły, a na szczęście w daleko większej ilości, zostały zdziwione i przerażone nowym potwornym zamachem. Ale czyż mogło być inaczej wobec bezwstydnych twierdzeń autora? Zatrzymujemy się tu nad tą kwestyą nie dla tego, iżby ona miała jakiekolwiek znaczenie naukowe, gdyż go wcale nie ma, lecz dla tego, iż chcemy uspokoić wierzące a zatrwożone nowym sofizmatem umysły katolickie, jak również, że chcemy wykazać, jak to daleko zachodzi nienawiść chrześcijańskiej prawdy. Te książki Jacolliot'a, tysiącami rozrzucone po wszystkich krajach świata, przy każdej sposobności rozdawane staraniem massoneryi, przyczyniły wiele złego, tak samo jak elukubracye Renana, a i dziś jeszcze bywają wynoszone pod niebiosa przez rozmaite rzekomo naukowe przeglądy i pisma. Jacolliot jest tu uosobieniem bardzo wielu naszych przeciwników. Jest się prawdziwie zdumionym, gdy się widzi, do jakiego stopnia posuwa on swe wyrafinowane oszustwo.
Uderzający przykład tego oszustwa daje nam już samo imię Jezeusa Chrystny, bijące z tytułowej karty książki Jacolliot'a. Pisarz ten sądził zapewne, że cudu dokonał, znajdując imię tak bardzo podobne do Imienia Jezusa Chrystusa. Nie przypuszczał, że własne jego słowa zdradzały jego oszustwo. Wyraz Jezeus nie jest i nie może być sanskrycki: Sanskryt nie posiada ani z ani eu. Toż samo Chrystna. Ch albo Kh nie mogą stać w sanskrycie przed literą r. Ale potrzebne było Jacolliot'owi ch, aby wyraz stał się podobniejszym do Chrystusa. Cóż więc wobec tego warta np. taka deklamacya wynalazcy hinduskiego Chrystusa?: „Tak tedy, jakeśmy widzieli, imiona Jezus, Josue, Jehova pochodzą od dwóch saskryckich wyrazów Zeus i Jezeu, oznaczających: jedno - byt najwyższy, a drugie - istotę boską; imiona te były wspólne całemu Wschodowi. Ale inaczej się rzecz ma z imionami Chrystusa i Chrystny; tu znajdujemy naśladownictwo, kopię hinduskiego wcielenia, dokonaną przez apostołów: Jezusa dopiero po śmierci Jego zaczęto nazywać Chrystusem. Imienia tego nie zna język hebrajski; skądże więc ono się wzięło, jeśli nie stąd, że apostołowie przyswoili sobie imię syna Devanaguy?
„W języku sanskryckim Kristna, albo lepiej Chrystna, oznacza posłannika bożego, obiecanego przez Boga, poświęconego.
„Piszemy raczej Chrystna niżeli Khristna dla tego, że sanskryckie przydechowe Kh filologicznie lepiej wyrazić się daje przez nasze Ch, będące także dźwiękiem przydechowym, aniżeli przez nasze zwykłe K. Powodujemy się więc w tej sprawie regułą gramatyczną, a nie chęcią zestawiania ze sobą danych przedmiotów.
„Może zechce kto wyprowadzać imię Chrystusa od greckiego Χριστὸς? Ale prócz tego, że większa część greckich wyrazów wzięta jest prawie żywcem (!) z sanskrytu, co właśnie tłómaczy ich podobieństwo, pozostawałyby jeszcze niewyjaśnione pobudki wyboru tego greckiego przydomka dla Jezusa, który Żydem będąc z urodzenia, całe swe życie doczesne przepędził w Judei i tam umarł. Hebrajski jedynie przydomek byłby zrozumiały i logiczny. Prawdą zatem jedynie możliwą do przyjęcia jest to, że imię Chrystusa stanowiło część systemu, zapożyczonego w Indyach przez apostołów."
Oto jedna z okazowych stronnic książki Jacolliot'a. Zaiste, można podziwiać zręczność, z jaką to wszystko jest obmyślane, by pewną drogą doprowadziło do celu, i łatwo zrozumieć, że czytelnik, specyalnie w tym kierunku nie wykształcony, daje się uwieść tym kategorycznym twierdzeniom, tym pozorom otwartości i szczerości, jakiemi szafuje autor. A jednak nie możemy inaczej nazwać tego dzieła, jak arcydziełem bezczelności. Jest-to nic więcej, jak tylko jeden nieprzerwany łańcuch kłamstwa.
Nie masz w sanskrycie ani wyrazu Zeus, ani Jezeu, ani Christna; powiedzieliśmy, dla czego te imiona tam istnieć nie mogą. Nie mogą więc one mieć żadnego znaczenia, i żadna z osobistości legendowych, mitycznych lub innych nigdy imion tych nie nosiła. A zatem nie dla względów gramatycznych przyjął autor literę Ch do imienia Chrystny; gdyż litera ta gramatyce sanskryckiej jest najzupełniej obca.
Wreszcie, Jacolliot daje małą próbkę swej wiedzy, gdy mówi, że wyrazy greckie są prawie żywcem wzięte z sanskrytu, oraz gdy tym sposobem zaświadcza, że najzupełniej niezna pochodzenia imienia Christus. Nie wie on, że Jezus otrzymał ten tytuł w hebrajskiej formie mashiha, co znaczy pomazany, a pochodzi od pierwiastku pomazać; nie wie, że imię to zostało zapożyczone od Biblii hebrajskiej, w której bardzo często trafia się wyrażenie pomazaniec Pański; nie wie, że grecki wyraz χριστὸς jest dosłownym przekładem wyrazu hebrajskiego, gdyż oznacza również pomazany, a pochodzi od czasownika χρίξω pomazuję. Wyraz χριστὸς przyswoili sobie żydzi helleniści, którzy zastąpili nim odnośny wyraz hebrajski, oraz Ewangeliści, którzy pisali po grecku.
Zmyśliwszy w ten sposób imię, podobne do imienia Jezusa Chrystusa, aczkolwiek niemożliwe samo w sobie, i nagromadziwszy pewne kłamliwe twierdzenia dla poparcia swej tezy, nie będzie się już - naturalnie Jacolliot wstydził wymyślić również osobistość, podobną do Chrystusa Pana, by jej przypisać Jego czyny i nauki, tak samo legendowe i bajeczne jak jej istnienie, by przekręcać teksty biblijne, by czynić na ich podstawie przeróżne domysły, by wytwarzać rzekome cytaty, z których ani jednego słowa nie było nigdy w żadnej księdze sanskryckiej.
Przebiegnijmy w krótkości główne części systemu Jacolliot'a.
a) Naprzód tedy Jacolliot przytacza proroctwa, zapowiadające Zbawiciela, dziecię boże, i osłania je nazwami dzieł i pisarzy sanskryckich. Cytuje księgi Vedangas i nazwiska autorów Narada, Panlastya, Pururava; ale starannie unika wskazywania, jakie mianowicie Vedangas, jakie książki tych pisarzy zawierają wspomniane przezeń proroctwa, a unika dla tej poprostu przyczyny, że księgi te i ci autorowie wcale nie istnieją; co więcej, nazwy Pururavas i Paulastya nie znajdują się nawet w żadnym utworze literatury sanskryckiej, ani nawet w wielkim słowniku sanskryckim Boehtlingk-Roth'a. Co wszakże nie przeszkadza naszemu smutnemu bohaterowi, Jacolliot'owi, dodać ze zwykłą mu bezczelnością: „Ja tylko przepisuję, - nic więcej; wszelki komentarz osłabiłby tylko namaszczone tchnienie proroka."
b) Następuje dalej powieść o narodzeniu się Dziewicy Devanaguy, matki Chrystny podług Bogaveda Gîta. Otóż, imię Devanaguy nigdy nie istniało, a nawet jest niemożliwe w języku sanskryckim. Co więcej, w Indyach nigdy nie było boskiej Dziewicy, a księga Bhagavaddzīta (nie Bogaveda gîta) nie zawiera ani jednego słowa, któreby się odnosiło do narodzin jakiejkolwiek istoty ziemskiej. Czytelnicy łatwo mogą się o tem przekonać, gdyż istnieje francuski przekład tego poematu, dokonany przez Burnoufa.
Po tych przedwstępnych wiadomościach następuje opis życia Jezeusa Chrystny, taki, jak go Jacolliot wyciągnął ze swego uczonego mózgu.
Nie będziemy się zatrzymywali nad dodatkowemi twierdzeniami autora, zapewniającego nas naprzykład, że wcielenie hinduskie jest pierwsze ze wszystkich na świecie, że autor tylko powtarza za miejscowemi najwiarogodniejszemi powagami życie Dziewicy Devanaguy i życie jej syna. Wszystko to dodano w celu łatwiejszego oszukania profanów. Nie będziemy się starali nawet w grubych rysach przedstawić tej mniemanej legendy indyjskiej; szkoda na to czasu i pracy. Poprzestaniemy tylko na tem ogólnem oświadczeniu, że trzy-czwarte faktów, podanych przez Jacolliot'a, jest przezeń zmyślonych, albo osnutych na faktach biblijnych, reszta zaś, należąca rzeczywiście do bajek hinduskich, powstała później od ogłoszenia Ewangelii. Podajmy zresztą kilka szczegółów z pierwszego rodzaju faktów. Takie np. czytamy rzeczy w książce Jacolliot'a:
„Zaledwie szesnastoletni młodzian, Chrystna porzuca swą matkę i puszcza się w drogę po Indyach, celem przepowiadania nowej nauki, walcząc ustawicznie ze złym duchem i oświadczając wszystkim, że on jest Visznu, druga osoba Trójcy, przybyły na świat, by odkupić człowieka od grzechu pierworodnego, wypędzić złego ducha i sprowadzić napowrót królestwo szczęścia. Chciwe jego nauk narody tłumnie zbiegały sią ku niemu, czcząc go jako Boga i mówiąc: Ten to jest odkupiciel, ojcom naszym obiecany..."
Wszystko to jest tylko jednym ciągiem kłamstwa; co więcej w wierzeniach indyjskich nie było nigdy ani żadnego złego ducha, ani drugiej osoby Trójcy, ani grzechu pierworodnego, od któregoby człowiek potrzebował lub mógł być odkupiony. Wyrazy, włożone w usta indyjskiego ludu przez Jacolliot'a, są poprostu absurdem.
Gdy mówi o rzekomej rzezi niewiniątek, podobnej do rzezi betleemskiej, Jacolliot dodaje: „Autentyczność tego wydarzenia stwierdzają wszystkie dzieła indyjskie, - naukowe, historyczne i religijne, Puranas, Sastras, Mahabharata, Bagaveda gita (!), Bagavada sastro (sic)." Otóż, ze wszystkich tych ksiąg same tylko Purany zawierają coś podobnego do ewangelicznego wydarzenia, ale Purany pochodzą z połowy chrześcijańskich wieków średnich...!
Dalej znów czytamy, że „Chrystna, będący wcieleniem Visznu, przybrał sobie grono uczniów, pomiędzy którymi odznaczał się Ardżuna; ten, również jak inni jego towarzysze, prowadził życie surowe i pod nieobecność Chrystny rządził małą jego gromadką." „Pewnego razu, dla umocnienia swych uczniów w wierze, przemienił się (jak Chrystus) i okazał się w blasku majestatu bożego. Uczniowie jego rzucili się mu wtedy do nóg i ogłosili go „Jezeusem", to znaczy odroślą czystej istoty bożej.“
I to także wierutne kłamstwo! Ardżuna był sławnym rycerzem w Mahabharata, popieranym przez Visznu, bynajmniej zaś nie uczniem wcielonego Boga. Co się zaś tyczy przemienienia, to możemy o niem sądzić z samej natury tego wyrazu „Jezeus," o którym mówiliśmy wyżej. To też, skoro po tych wszystkich rozlicznych kłamstwach, Jacolliot ośmiela się jeszcze mówić ztonem oratora: „Nie sądzę, aby poważni oryentaliści chcieli przeczyć temu co mówię," można śmiało powiedzieć, że posuwa bezwstyd aż do ostatnich granic. Stała się prawda - przemiana, ale to przed kilku dopiero laty, dokonana przez Jacolliot'a.
W istocie bowiem, jego Chrystna jest taką, dla użytku mało oświeconych i łatwowiernych czytelników dokonaną, przemianą legendowej osobistości w Indyach bramińskich, zwanej Krszna (czarny).
Cóż to jest Krszna? Zanim odpowiemy na to pytanie, zaznaczymy naprzód, że Indye nie miały nigdy pojęcia o właściwem wcieleniu. Lecz co sobie zawsze wyobrażały, - to objawienia, ukazywanie się w widomej postaci, które to wszakże objawienia nie są żadnem wcieleniem, tak samo jak nie jest niem ukazywanie się złych duchów pod postacią kozłów, wilków, potworów i t. p., w które lud ciemny często jeszcze dziś wierzy.
A zatem Krszna nie jest wcieleniem we właściwem tego słowa znaczeniu. Jest-to zwykłe objawienie się Visznu, którego to objawienia początek i natura jest taka:
Gdy buddyzm zaczął się rozszerzać w Indyach, bramini, widząc, że ich władza i instytucye się chwieją, usiłowali wstrzymać postępy nowej najezdniczej religii. W tym celu, za najskuteczniejszy środek uważali przeciwstawienie nauce Buddy taką formę kultu religijnego, któraby mogła w równej mierze co kult buddyjski zapalać umysły. Dostarczyła im tego, czego chcieli osobistość Visznu, naprzód boga-Słońca, a później genjusza rodzenia, zachowania i radości, w Indyach bardzo popularnego. By zaś lepiej jeszcze przyciągnąć ku sobie lud, bardzo obojętny na wielkość i chwałę abstrakcyjnego i niepojętego Bramy, chcieli bramini nadać Visznu postać antropomorficzną, któraby bardziej działała na zmysły i stanowiła przeciwwagę temu, co buddyzm posiadał zgodnego z duchem czasu. Nową tę postać boga wydobyli bramini z dawnych legend, z wojennych pieśni plemienia indo-aryjskiego, i tym zręcznym zwrotem pozyskali sympatye kasty królewskiej i wojskowej. Jeden z najsławniejszych bohaterów pierwotnej Mahabharata1 stał się objawem boga Visznu. W najdawniejszych księgach znajdujemy wyraźnie zarysowany jego właściwy, czysto ludzki charakter. Widzimy tam tego bohatera, ginącego w nieszczęśliwej wojennej wyprawie. W najnowszych zaś epizodach stopniowo już występuje boski charakter Krszny; w Bhagavaddzîta ukazuje się on odrazu jako postać zmysłowa, przyobleczona przez boga, który tę boską postać okazuje rycerzowi Ardżuna, aby go zachęcić do walki; w tem objawieniu Ardżuna widzi w Visznu olbrzymią paszczę, uzbrojoną w straszne zęby, w którą wchodzą wszystkie stworzenia, w której bywają na proch ścierane i pochłaniane. I z tej-to dziwnej sceny wydobył Jacolliot swego Ardżuna, naczelnika wioski, ucznia swego messyasza-apostoła Chrystny, oraz przemienienie tego wcielonego zbawiciela, podczas którego to przemienienia uczniowie jego ogłaszają go Jezeusem. W rzeczywistości, jest to poprostu bóg Visznu, stający raptownie podczas bitwy na miejscu pewnego wojownika, by innemu bohaterowi udzielić nauki filozofii. Widoczna rzecz przeto, że tę przemianę wymyślono w tym celu, aby zadzierżgnąć węzeł pomiędzy poematem a pewnem wydarzeniem, które nie ma z niem najmniejszego związku.
Następnie już konieczną było rzeczą wytłómaczyć sposób objawienia się boga; przypisano więc Krsznie narodzenie się i życie nadzwyczajne wprawdzie, ale pełne dziwaczności. Tak więc, będąc jeszcze w zawiązku, został przeniesiony z łona swej matki do łona innej małżonki swego ojca; tak również, - nudząc się w miejscu, gdzie się wychowywał, wytworzył fantastyczne wilki, które przeraziły ludzi, wśród których błądził, i zmusiły ich do ucieczki; ruchem nogi wywrócił wóz, do którego przywiązała go jego niańka itp. itp.
Opowiadania te znajdujemy w Harivansa, poemacie, stanowiącym łącznik pomiędzy Mahabharata a Puranas, i pochodzącym z pierwszych wieków ery chrześcijańskiej; nie zawierają one jeszcze ani jednego rysu, któryby przywodził na myśl wydarzenia ewangeliczne. Owszem, dalekie od tego, opowiadania te przedstawiają nam Krszna-Visznu swawolącego wśród pasterek i tak dalece oddającego się licznym miłostkom, że bóg miłości jest tam podany za jego syna (ob. Harivansa, wiersz 9322 st.)
Jeszcze później wprowadzenie chrystyanizmu do Indyi skłoniło braminów do nowej ewolucyi. Zapożyczyli oni od Ewangelii to, co mogło im pomódz do większego jeszcze spopularyzowania ich boga, do uczynienia zeń współzawodnika Chrystusa, zdolnego w umysłach ich wyznawców przeważyć wpływ chrystyanizmu. Wzięli więc od Ewangelii to, co im było potrzebne i stworzyli w pewnem znaczeniu nowy kult religijny za pomocą wiary w boga wcielonego, w jego cudowne życie i adoracyę boskiego dziecięcia. To był także jeden ze środków skutecznej walki z grożącym bezustannie buddyzmem.
Nowy ten kult, aczkolwiek bardzo różny od chrystyanizmu, ale pełen blasku i wesołego powabu, odepchnął buddyzm od Indyi i ułatwił zwycięstwo braminizmowi. To też widząc jego powodzenie, bramini bezustannie wzbogacali swą naukę i swe uroczystości religijne zapożyczanemi od religii chrześcijańskiej danemi, nie troszcząc się bynajmniej o to, by przyjmować od niej zasady. Że tak było, że osoba Krszny utworzyła się na modłę osoby Chrystusa, przyznają wszyscy uczeni, nawet ci, którym wszystkie pojęcia religijne są obce, a którzy raczej wrogo niż przyjaźnie dla chrystyanizmu są usposobieni.
(Ob. Weber. Ueber Krshnageburts Fest. Abh. d. K. Akad. Berlin, 1867; Angelo de Gubernatis. Enciclopedia indiana str. 242; A. Weber. Indische Literaturgeschichte. 2 Aufl. str. 78, 206, 251, 320, 327; — Dowson. Classical dictionary. ar. Vishnu Krshna. Reinaud. Memoire geographique, historique et scientifique sur l'Inde str. 119 — 123. (Harlez). X. W. S.
Footnotes
- 
Mahabharata, Illiada indyjska, jest-to poemat, złożony z dwustu tysięcy wierszy. Piętnaście tysięcy wierszy stanowi pierwotną całość; resztę pod formą epizodów dodawali powoli bramini, którzy w około pierwotnej całości ugrupowali główniejsze legendy plemienia aryjsko-hinduskiego. ↩