CZARY.
Czarami czyli czarnoksięztwem w ścisłem znaczeniu wyrazu nazywamy wywoływanie za pomocą złego ducha skutków dziwnych i siły natury przewyższających. Istnienie tego rodzaju czarów zaprzeczyć się nie da, aczkolwiek w większości wypadków, zwanych pospolicie czarami, działać mogą inne niż dyabeł czynniki, a mianowicie, ukryte lub dla ogółu niezrozumiałe siły natury, zręczność lub oszustwo działającego czarodzieja i t. p. Wszystko tedy, co się nie da wytłómaczyć ani cudownem działaniem Boga, ani prawami natury, ani zręcznością czarodzieja, należy przypisać działaniu złego ducha, czyli właściwym czarom. Takie jest dziś przekonanie teologów katolickich pomimo różnych zeszłowiecznych teoryi.
Powszechna wiara ludów w złowrogą dla człowieka skuteczność czarów wywoływała liczne, zwłaszcza w XVI i w XVII wieku, nadużycia i gwałty, jakich się dopuszczano na osobach, podejrzywanych o stosunki ze złemi duchami. Stąd pochodzą owe okrzyczane a najczęściej krwawe procesy przeciw czarownicom, wywołujące w nas słusznie uczucia oburzenia przeciw ówczesnej ciemnocie, i uczucia litości dla nieszczęśliwych jej ofiar.
Zanadto jednak daleko w uczuciach oburzenia posuwają się ci, co stawiają zarzut Kościołowi, jakoby to jego nauka o dyable stała się przyczyną wiary w czarnoksięztwo i wszystkich płynących zeń następstw. Że zarzut-to niesłuszny, wykażą cztery punkta, które poniżej, oparci na danych ściśle naukowych, rozbierzemy.
1. Czary i czarnoksięztwo nie są wynikiem chrystyanizmu.
Zasadniczą myślą religii wszystkich ludów i wszystkich czasów jest oparta na objawieniu wiara w istnienie królestwa złych duchów, prowadzących nieubłaganą i gwałtowną walkę przeciw królestwu bożemu, to znaczy przeciw człowiekowi, wiarą i czynem Bogu służącemu.
Atoli wiara w czary i późniejsze procesy czarownic są wykrzywieniem i przesadą tego właśnie prawdziwego religijnego pojęcia. Kto nie z tego stanowiska zapatruje się na czary i czarnoksięztwo, kto wogóle przeczy istnienia złych duchów i możliwości wpływu ich na człowieka, ten ani początku czarów nie wyjaśni, ani stanowiska Kościoła względem nich nie zrozumie.
Już przed chrystyanizmem i poza nim istniało podobne skrzywienie pojęć, oraz fantastyczna i zabobonna przesada w wierze w złe duchy. Objawiała się ona pod rozmaitemi postaciami i nazwami: magii, astrologii, nekromancyi, teurgii, czarów i czarnoksięztwa. Wspomnijmy tu tylko dzieje wszystkich wschodnich narodów, począwszy od Egipcyan i zabobonnego ich kultu Izisa i Ozirisa, oraz wiary ich w amulety, a skończywszy na greckich i rzymskich wyroczniach i czarnoksięskich ich księgach.
Rzymianie wierzyli w tajemnicze środki lecznicze i w zioła czarodziejskie 1; Mojżesz chroni żydów od zakażenia zabobonami pagan przez surowy zakaz sztuki czarnoksięskiej („Deuter." 18, 10 nst.)
Poganizm i czarnoksięztwo, słusznie powiada Uhlhorn 2, są nierozerwalnie ze sobą złączone. Cały poganizm jest przesiąknięty czarnoksięztwem. Wszędzie napotykamy wiarę w zażegnywaczy powietrza, pól, umarłych,—wiarę w przemianę ludzi w zwierzęta i t. p. Poganizm żyje w ustawicznym niepokoju. Lęka się wszelkiego dźwięku, wszelkich wróżb, złowieszczych spojrzeń, larw, zmór, widm. Dla tego też pełno tam odżegnywaczy, którymi się poganizm od złego zasłania; poganizm zastosował w swych praktykach cały system środków obronnych. W szczególności wielką u niego mają wagę amulety, któremi się poganin od stóp do głów obwiesza. Można powiedzieć, że cała wspaniałość starożytnego świata stała się jednym rzeczywistym szabbatem czarownic. A zatem tylko gruba nieświadomość może w chrystyanizmie dopatrywać źródła lub głównego poplecznika czarnoksięztwa.
Prawda, że wypadki czarnoksięskich praktyk zdarzały się nieraz i pod panowaniem chrystyanizmu, wszakże nie jako właściwy jego wytwór, lecz tylko jako spadek i pozostałość po czasach pogańskich,—czarnoksięztwo zawsze stało w wyraźnem przeciwieństwie do nauki chrześcijańskiej. Już książę Apostołów, Piotr św. zwalczał Szymona Czarnoksiężnika, a św. Paweł dotknął ślepotą czarnoksiężnika Elymasa, Kościół zaś cały, podtrzymując wiarę w istnienie złych duchów, jak również dokładniej z czasem opisując sposób i zakres oddziaływania tychże na świat i ludzi 3, wszelkie na tym polu zabobonne latorośle energicznie wycina 4. A jeżeli później władze kościelne posuwały się niekiedy zanadto daleko w procesach przeciw czarnoksięztwu, zawsze czyniły to nie w innej intencyi, tylko celem zwalczania tego zabobonu.
2. Sprawy czarownic i procesy przeciw nim prowadzone nie są wynalazkiem papieży i katolickiego Kościoła średnich wieków.
Kurtz, pisarz w tym względzie wcale nie podejrzany, tak mówi o tej sprawie: „Aż do początku XIII w. wielu nauczycieli kościelnych walczyło przeciw pojęciom ludowym o czarach, czarnoksięztwie i innych sztukach dyabelskich, a cały szereg synodów prowincyonalnych uznawał je za czyny pogańskie, grzeszne i heretyckie 5. Również i Dekretały Gratiana (§ 99, 5) zawierają odnośny do tej sprawy kanon, który zobowiązuje duchowieństwo do pouczania ludu o nicości wiary w czarownice i niezgodności jej z wiarą chrześcijańską." Właśnie to ten wyszydzany Grzegorz VII tak energicznie powstawał przeciw zaszłym r. 1074 w Niemczech zabójstwom czarownic, jak również z niemniejszą stanowczością wystąpił przeciw królowi Danii o sądy czarownic, piętnując je jako czyny nieludzkie i barbarzyńskie (immanitas barbariritus, Lib. VII, epist. 21); już wtedy widać zdarzały się czasem procesy przeciw czarownicom; ale zarówno ze względu na te procesy, jak wogóle w sprawach podobnych, trzeba przyjąć za zasadę, że kary w różnych czasach przez Kościół na czarowników naznaczane, „aż do trzynastego wieku ograniczały się na środkach dyscyplinarnych i na wyłączaniu winnych ze społeczeństwa kościelnego," 6—zawsze jednak z dostatecznem pouczeniem winnych o przewrotności magii. „Aż do czasu właściwych procesów przeciw czarownicom, ograniczał się Kościół na wymienionych wyżej sposobach karania, a nigdy się nie odwoływał o pomoc do ramienia świeckiej sprawiedliwości w celu krwawego skarcenia winnych 7.
Synody prowincyonalne polskie, począwszy od XIII w. stosowały wyłącznie kary kościelne przeciw t. zw. czarodziejstwu, pomimo, że do spełnienia czarów świętokradczo używano rzeczy nieraz najświętszych, jak olejów św. i Najśw. Sakramentu. Dopiero za najświetniejszych czasów protestantyzmu, a przed wprowadzeniem do Polski Jezuitów, sejm w r. 1543 oddaje sprawy o czary sądom duchownym, a że czarodziejstwo zwykle było wykonywane z krzywdą bliźniego, przeto sprawami o czary zaczęły zajmować się i sądy świeckie (Vol. Leg. I, f. 588, §. Differentiae). Odtąd zaczynają się właściwe procesy o czary w XVII w. w Polsce prowadzone wyłącznie przez ludzi świeckich.
Niesłusznie przeto obwiniają Inkwizycyę o wprowadzenie i popieranie procesów przeciw czarownicom. Początkowo inkwizycya bardzo mało zajmowała się tymi procesami. Alexander IV zabronił nawet inkwizytorom wdawać się w karanie osób oskarżonych o magię, a Jan XXII pozwolił takie tylko przyjmować sprawy czarownic, z któremi łączyłaby się herezya 8.
3. Właściwy czas procesów przeciw czarownicom przypada nie na Wieki Średnie, ale na czas powstania nowożytnych pojęć, na wiek Odrodzenia i „Reformacyi."
Dawniej ścigano karami kościelnemi tylko czarnoksięztwo połączone z kacerstwem; w drugiej połowie XV wieku i później niekiedy dawały się słyszeć skargi, najczęściej z obawy kacerstwa, przeważnie na „sojusz z szatanem i poufałe z nim obcowanie" 9. Według ówczesnej ogólnej wiary ludu, czarownicy i czarownice zastawiali dyabłu swe dusze i wieczne zbawienie, a w zamian za to otrzymywali odeń siłę nadprzyrodzoną, i tajemnicze środki, tak że mogli rozkazywać żywiołom, burze sprowadzać, skarby wynajdywać, szkodzić na wszelkie sposoby ludziom, zwierzętom i płodom ziemnym, samych siebie mogli przeobrażać, zaspakajać swe namiętności: pychy, chciwości, zmysłowości, a pod tym ostatnim względem mogli nawet z samym złym duchem grzeszne stosunki miewać (jako incubus i succubus). Wszystkie czarownice, których większa część była rodzaju żeńskiego, jako, zdaniem ludu, najbardziej podatnego do takich z dyabłem relacyi, miały zostawać ze sobą w tajemniczym związku poznawać się po umówionych znakach, do swych sztuk czarodziejskich miały się posługiwać maścią, przyrządzoną z tłuszczu niemowląt oraz ze zwierzęcego i roślinnego soku; w t. zw. szabbat czarownic miały się one z błyskawiczną szybkością zlatywać po powietrzu na miotłach, widłach i wiłkołapach do miejsca wspólnych zebrań, (w Polsce Łysa Góra, w Niemczech Brocken albo Blocksberg, w Szwecyi Blokala, we Włoszech Barco di Ferraro i t. d.), i tu noc przepędzać na dzikich tańcach wokoło tronu Belzebuba, na hulaszczej uczcie i haniebnych miłostkach 10.
Powszechna i silna wiara w te przywidzenia jak również opowiadania o takich szabbatach czarownic, podawane przez ludzi bardzo poważnych, każą przypuszczać, że tej wiary i opowiadań rzeczywistą podstawę stanowiły nocne bachanalie, podczas których bogaci a rozpustni ludzie, mądrze wyzyskujący wiarę ludu, nadużywali dziewcząt i kobiet 11. Na usprawiedliwienie owych czasów można powiedzieć to, że wówczas nie rozumiano wielu zjawisk, które dziś naturalnym dają się wyjaśnić sposobem, i dla tego usiłowano je sobie wytłómaczyć przez sojusz złych ludzi z szatanem, który, zgodnie z nauką chrześcijańską, krąży wokoło i czyha na zgubę człowieka.
Kościół nigdy nie wypowiedział swego zdania o wierze w czarownice. Tylko, jakeśmy rzekli, w prawie kanonicznem znajdujemy pewne kary kościelne za kacerstwo, połączone z czarnoksięztwem. Takie jedyne czarnoksięztwo już od początku średnich wieków było uważane na równi z herezyą, jako t. zw. crimen mixtum, i dla tego też było karane nietylko przez Kościół, ale i przez państwo. Podczas gdy synody wygłaszały ekskomuniki na czarnoksiężników, prawodawstwo państwowe wzięło w swe ręce sprawy czarownic, i przy epidemicznie panujących w XVI i XVII w. sądowych procesach o czary, samowolnie i okrutnie srożyło się przeciw biednym swym ofiarom torturą, sztyletem, ogniem i mieczem 12. Tak często a niesłusznie napadana bulla Innocentego VIII z dnia 9 Grudnia 1484 r. o czarownicach (Summis desiderantes affectibus), chce tylko zastrzedz powagę urzędów duchownych w przedmiocie postępowania prawnego przeciw heretykom, chce ich przekazać sądom duchownym i tym właśnie sposobem przerwać samowolę, zaprowadzoną przez sądy świeckie. Samo czarnoksięztwo jest tu tylko okolicznościowo wspomniane. A zatem nie jest prawdą, aby ta bulla miała wprowadzać procesy o czary 13.
W kilka lat później (1489) ukazała się książka „Malleus maleficarum," „Młot na czarownice," przez dwóch ówczesnych inkwizytorów dla Niemiec, Dominikanów Sprengera i Institora napisana, a papiezką i cesarską approbatą zaopatrzona 14. Traktuje ona w trzech częściach o istocie czarnoksięztwa, o zwyczajach czarownic i o kościelnych środkach zaradczych przeciw czarnoksięztwu, wreszcie o postępowaniu prawnem przeciw czarownicom. „Młot na czarownice," zarówno jak ci, co go napisali i aprobowali, stał się później przedmiotem najgwałtowniejszych napaści. Zapewne, nie chcemy się narzucać na obrońców smutnej tej książki, aleć to chyba rzecz nie dość sprawiedliwa, sądzić ją ze stanowiska pojęć XIX wieku. Trzeba raczej zważyć, że ona była napisana wyłącznie pod wpływem ówczesnej wiary ludu, i, jak to sami jej autorowie przyznają, w całości zaczerpnięta z dawnych pisarzy, a zatem treścią swą stara i tylko w zestawieniu oddzielnych uwag nowa 15.
Również zapominać nie należy, iż autorowie jej najlepszemi byli ożywieni chęciami, że, jakkolwiek książka ta wywarła wielki wpływ na ówczesną praktykę sądową, w gruncie rzeczy jednak podstawę sądowego postępowania, podanego przez „Młot na czarownice," stanowiły zasady ówczesnego — bardzo surowego wprawdzie — prawa kryminalnego zarówno w Niemczech jak indziej 16. Sprawiedliwą i uzasadnioną ocenę „Młota na czarownice" podaje Górres (Mystik.IV. 2, 585), nazywając ją „książką czystą i w swych dążnościach nienaganną, ale na niedostatecznem doświadczeniu opartą, nie zawsze krytyczną i dla tego często przechylającą się do rygoryzmu." Jak więc „Młota na czarownice" nie można czynić odpowiedzialnym za okrutne wykonywanie przez poszczególnych sędziów zasad karnych powszechnie wówczas przyjętych, tak samo, a nawet mniej jeszcze, czynić można winną papiezką i cesarską approbatę tej książki za szczegóły postępowania sądowego, na „Młocie" opartego, lub też za okrucieństwa, spełniane w ogóle przy procesach czarownic 17.
To wszystko dowodzi, że nie Średnie Wieki, nie papieże, nie Kościół katolicki wprowadził i popierał procesy przeciw czarownicom, i co za tern idzie, że nie jego też czynić trzeba odpowiedzialnym za okrucieństwa, dokonywane w późniejszych czasach. Na poparcie powyższego twierdzenia przytoczymy jeszcze pewne fakta, które przeciwnicy nasi zazwyczaj chętnie pomijają. Hergenróther dowiódł 18, że wiara w czary szerzyła się nie tylko na Zachodzie, ale także i na Wschodzie, a kary za czarnoksięztwo i tam były w użyciu. Jeżeli zaś z jednej strony zwierzchnicy kościelni pod powolnem działaniem ducha czasu stawali się winnymi ciężkich wykroczeń, to z drugiej strony nie należy zapominać, że także wielu księży padło ofiarą tego ludowego zabobonu, że wszędzie i zawsze bywali gorliwi dusz pasterze, którzy wielu obronili od podejrzenia i oskarżenia o czary, którzy towarzyszyli i pociech religijnych udzielali ofiarom, prowadzonym na stosy i na tortury, którzy z całą siłą powstawali przeciw samym nawet procesom o czary; pamiętać trzeba dalej, że w r. 1657, kiedy zabobon ten był jeszcze w pełnym rozkwicie, instrukcya papiezka, rozpoznając błędną procedurę sądową, wprowadziła do niej pewne złagodzenia i sprawiedliwszy przebieg jej nadała 19, że wreszcie w Rzymie nigdy żaden kacerz nie był prawodawczą powagą papieża śmiercią ukarany i ani jedna czarownica nie była spalona 20. I dla tego to Górres ma zupełną słuszność, gdy mówi, że papieże „zwykle umiarkowanie i łagodnie postępowali."
4. „Reformacya" sama przez się ani nie zwalczyła procesów o czary, ani nawet drogi nie utorowała do ich złagodzenia lub zaniechania.
Przyznaje to wspomniany wyżej protestancki historyk Kościoła Kurtz (Kircheng. str. 282): „Reformacya XVI w. niestety żadnej nie zaprowadziła zmiany w tern strasznem postępowaniu, które raczej w XVII w. dopiero dosięgło najwyższego rozwoju." Podobnież mówi Soldan, najznaczniejsza w tej sprawie protestancka powaga: „Nawet reformacya nie złamała tej choroby. Luter, Zwingli, Kalwin, Henryk VIII walczyli przeciw większym i mniejszym naroślom (!) księżostwa (Pfaffenthums); najdziwaczniejszej z nich i najkrwawszej — procesów o czary żaden reformator zdemaskować nie potrafił, owszem protestanci z katolikami szli w zawody w tej bezmyślnej prześladowczej zaciekłości 21. Rozmaicie też usiłowano wytłómaczyć fakta, wyraźnie przytoczone przez protestanta Thomasius'a, dowodzące, że obawa czarów i prześladowanie czarownic srożyło się właśnie najwięcej i trwało najdłużej w czasach reformacyi i przeważnie w protestanckich okolicach. Jedni przyczynę tego dopatrują w antychrześcijańskich dążnościach renesansu i reformacyi, szczególnie zaś w zgubnym wpływie surowego prawa rzymskiego (Hergenroth. Kirchengesch. II. str. 653), skutkiem którego ludność odwykła od znajomości praw ojczystych, procesy wykrętami przedłużano w nieskończoność, upowszechniono okrutną torturę i na miejsce ducha chrześcijańskiego niepostrzeżenie wprowadzono ducha pogańskiego; przedstawiciele zaś tego ostatniego, rzymscy juryści, trzymając się ściśle postanowień de maleficiis i, z barbarzyńską surowością stosując je do czarownic, okazywali się nieskończenie bardziej od teologów zaślepionymi, bezwzględnymi, upartymi i wytrwałymi 22. Nie chcemy tu dalej dochodzić, o ile uzasadnione jest zdanie samych protestanckich pisarrzy, (Prw. Aschbach. op. cit. II. str. 259), że reformacya sama przez się wiarą swą w materyalną siłę dyabła nad ludźmi i nad światem wzmocniła podstawę procesów przeciw czarownicom, a twarde teorye protestanckiego systemu religijnego znakomitym były zasiłkiem dla dalszego rozszerzania się zabobonu. W każdym jednak razie zasługują na uwagę zdania innych uczonych o osobistem stanowisku i wpływie reformatorów na tę sprawę. Odsyłamy tu czytelników do niektórych pisarzy protestanckich, jak Mentzel (Neuere Geschichte d. Deutschen, III. str. 65). Lecky, (Gesch. d. Ursprungs n. Einflusses der Aufklarung in Europa), Walter-Scott, (Demonologie and Witcheraft), Pitcairn, (Criminal Trials of Scotland), jak również do cytowanych już wyżej autorów Soldana i Horsta.
Przedewszystkiem o samym Lutrze wiadomo, że niesłychanie lekkomyślnie wierzył w dzieci i podrzutki dyabelskie, które, jego zdaniem, topić należało 23, oraz w stosunki czarownic z dyabłem; wiadomo, że Luter z całą stanowczością żądał karania czarownic, które gotów był, jak mówił, własną ręką podpalać 24. O Kalwinie i Kalwinach powiada wyraźnie Walter-Scott (L. c. Letter 8), że oni „najbardziej ze wszystkich niewzruszenie wierzyli w istnienie czarów." Beza nawet wyrzucał parlamentowi francuskiemu, że jest zanadto opieszały w prześladowaniu czarownic. — Możemy zatem śmiało wierzyć temu, co utrzymuje tenże katolicki pisarz, że im więcej się szerzył kalwinizm w Anglii, tern bardziej wzrastała ilość procesów przeciw czarownicom.
Że z reformacyą w Niemczech wzrosły zabobony, czarnoksięztwo i gusła, dowodzi między innymi protestant Thomasius 25. W ostatnich czasach dowodził tego Dőllinger 26, który między innemi rzeczami także opowiada (str. 137), jak pastor protestancki Naogeorgus w r. 1562 uznał trzy kobiety w Esslingen za czarownice i wymógł na władzy, że wzięte zostały na tortury. Był to ten sam pastor, który w ohydny sposób napadał na Kościół katolicki w swoich satyrycznych poezyach, zwłaszcza w swojem „Papistisches Reich" (królestwo papiezkie), gdzie w sposób po części nudny, ale patryotycznym sosem przyprawiony, przedstawia stary Kościół i Stolicę Apostolską, jako kałużę wszelkich możliwych zbrodni, oszustw i głupoty. Często bywali księża katoliccy przedstawiani przez protestantów za czarnoksiężników i sojuszników szatana 27, jak np. ksiądz Joachim Niebuhr w Rostocku 28.
Łatwo pojąć, że przy wielkiej religijnej powadze, jakiej tak długo zażywał Luter i inni reformatorowie u swoich współwierców, opór przeciw tej epidemii procesów o czary łatwiej się zdarzał po stronie Kościoła katolickiego, aniżeli w protestantyzmie. Wielu tych katolickich prawdziwych przyjaciół ludzkości nawet z nazwiska nie znamy; mamy jednak wielu głośnych katolickich obrońców uciśnionych: Spina, franciszkanin, (Fortalitium fidei), włoch Vignato (De haeresi), kanonista Molitor albo Muller w Konstancyi, który r. 1489 Zygmuntowi księciu Tyrolskiemu dedykował swe dzieło, zwalczające wiarę w czary; następnie tacy, jak włoch Ponzinibio, teolog hiszpański Marcin Arelateński, i innych wielu. W 1563 r. wielkim głosem powstał przeciw zabobonom katolik Dr. med. Jan Weyer, lekarz nadworny księcia Cleve, w głośnem swem piśmie De praestigiis daemonum 29. Następnie powstał w katolickich Niemczech w Trewirze, odważny na tern polu bojownik, wygnany przez protestantów ksiądz Kornel Loos († w Moguncyi r. 1593), w znanem swem piśmie De vera et falsa magica. Obaj ci mężowie doznawali złośliwych przeszkód i gorzkich udręczeń zarówno ze strony katolickiej jak protestanckiej. Rychło jednak znaleźli w dwóch Jezuitach odważnych towarzyszów walki i następców w szlachetnej tej pracy, którzy, jak mówi Menzel, mieli odwagę przy ogólnem milczeniu podnieść głos przeciw głupocie i nieludzkim uczuciom współczesnych. Pierwszym był wielki katolicki polemik Adam Tanner († 1632), drugim — znany Fryderyk v. Spee (ur. 1595 † 1635 w Trewirze); „ten wielki mąż," jak go nazywa Leibnitz (Theodicea. I. n-o 97), przez długie lata pełnił obowiązki spowiednika na stosy prowadzonych ofiar; na własnem przeto po części doświadczeniu oparty, z nieubłaganą surowością odsłonił w znakomitem swem dziele Cautio criminalis (Rinteln. 1631) po wielekroć wydawanem i na różne języki tłómaczonem, całą przewrotną i niesprawiedliwą ówczesną procedurę sądową 30.
Następujący ustęp wspomnianej książki może służyć za charakterystykę autora i jego dzieła. „Więcej dziś zajmuje umysły myśl o dyable, aniżeli myśl o Bogu. Zdarzy się gdzieś jakie nieszczęście: długie deszcze panują, nieurodzaj, susza, pomór na bydło, choroby, nagłej śmierci wypadki, pożary i t. p. rzeczy,—zaraz się to nazywa: czarownice temu winny! Zwykłym biegiem rzeczy dojdzie ktoś do majątku—czarodziejstwo. Będzie ktoś pobożny, gorliwie odmówi różaniec, pilnie do kościoła uczęszcza,—zaraz się mówi: dyabeł spokoju mu nie daje! Im gwałtowniej i natarczywiej sędzia jaki wnika w sprawę o czary, tern więcej wychwalają jego zapał dla sprawiedliwości; każę aresztować jaką pierwszą lepszą niewiastę, — najczęściej bogatą jaką wdowę, na którą z głupoty albo ze złości puszczono jaką plotkę: jeżeli życie jej było naganne, mówi się wtedy: jedna złość chodzi w parze z drugą (i uważa się ją za czarownicę); jeżeli była bez zarzutu, to się powiada: pod płaszczykiem uczciwości chce ukryć swe stosunki z szatanem (i uważa się ją także za czarownicę); przeczy, — daje się ją na tortury, aby ją do przyznania się zmusić. Nie ma ona —naturalnie — żadnego obrońcy, bo niktby się nie odważył jej bronić, ściągnąłby bowiem na się podejrzenie o czary. Jeżeli przy pierwszem użyciu tortury przyzna się do winy, będzie spalona, — nie przyzna się, męczarnie będą zwiększone. Jeżeli, szalejąc z bólu, uczyni jakie zeznanie, pytają się natychmiast o wspólników dyabelskich jej czynności! Tych zaraz pociągają i w ten sam sposób męczą. Bywało, że w miejscach kaźni ogień nigdy nie wygasał. Nie bronił żaden stan, ani płeć, ani wiek. Zarówno lekkomyślnie skazywano na stosy siedmio-lub dziewięcioletnie dzieci, jak starców, na progu wieczności stojących. Tak rosła liczba nieszczęśliwych uznanych winnymi, że całe wsie, całe okolice opustoszały."
Ale szał ten epidemiczny prześladowania czarownic dopiero po „reformacyi" wybuchł w takich rozmiarach, w jakich go przedstawia v. Spee.
Rozumie się, że niemożliwą było rzeczą, aby anonimowo ogłoszone dzieło Fryderyka Spee, jakkolwiek śmiałe, jasne i zwyciężkie ono było, mogło za jednem zamachem usunąć ze świata tak szeroko i głęboko zakorzeniony przesąd ludowy. Przecież jednak przerwało ono tę tajemniczą klątwę, wiszącą nad t. zw. czarownicami, szerszym kołom wskazało konieczność odwrotu i środki po temu, dało wreszcie podstawę i sposobność do daleko idących na tej drodze powątpiewań, narad i dalszych pism polemicznych o prześladowaniu czarownic. Ale oprócz tego moralnego zysku sprowadziła ta książka już wówczas znakomite praktyczne następstwo, gdy zaufany przyjaciel jej autora, Filip von Schönborn, późniejszy biskup Wurzburski a następnie arcybiskup i Kurfiirst Moguncki, polecił wstrzymać w swoich dzielnicach dotychczasowe postępowanie przeciw czarownicom.
Wślad za nim poszedł, jak przyznaje Leibnitz, książę Brunświcki i większość książąt niemieckich. Na podstawie tej książki księdza Spee, anonimowy jakiś autor, niewątpliwie duchowny, ogłosił w połowie XVII w. w Polsce książkę bardzo zajmująco napisaną: Czarownica powołana, gdzie zręcznie a gorliwie potępia nadużycia sędziów (w ówczesnej Polsce przeważnie ludzi świeckich) w procesach o czary. Rychło po tern biskup Czartoryski, znany z łagodności, żarliwości i miłości kraju, podniósł wymowny głos oburzenia i potępienia przeciw procesom o czary. (Ob. List paster, przy Instr. Rom. wyż. cyt.).
We Francyi katolicki Ludwik XIV złagodził surowe prawo przeciw czarownicom, zakazując karać je śmiercią (w r. 1675), pomimo opozycyi ze strony parlamentu w Rouen. W Polsce zaś dopiero Stanisław August na sejmie w r. 1776 zniósł tortury i śmierć za czary. (Vol. Leg. VII, 882, Konwikcye...).
Do powyższych katolickich przeciwników procesów o czary można dodać jeszcze innych niektórych: Herman Löher i Dr. Andrzej Schweygel w Reinbach około Bonn, koloński dominikanin Jan Freylink, którzy razem z innymi w prowincyi nadreńskiej odważnie wystąpili przeciw temu przesądowi. Michał Stapirius prob. w Hirschberg w księstwie Westfalskiem 31.
Tymczasem, współczesny Fryderykowi Spee, znany protestancki kryminalista Benedykt Carpzov († 1666 r.) w piśmie swem „Practica rerum criminalium" najzupełniej uznawał wiarę w czary, a nawet samo przeczenie możliwości stosunków dyabła z człowiekiem uważał za wykroczenie wysoce karygodne. Ten Carpzov, mąż z Biblią obznajmiony, który 55 albo 56 razy Biblię przeczytał, miał approbować 20,000 wyroków śmierci (Brockhaus'a Convers.- Lexic. III, 214). Inny znów protestant, Henryk Pott w Jena, napisał nawet uczone dzieło o stosunkach czarownic z dyabłem (De nefando lamiarum cum diabólo coitu).
Dopiero pod koniec XVII w., gdy przesąd ten dosięgnął najwyższego rozwoju i od dwustu lat był zwalczany przez katolickich księży i katolickich uczonych, w Niderlandach gwałtownie wystąpił przeciw niemu protestancki teolog Bekker w książce swej: „De betooverde Weereld." Amst. 1691, ale z powodu swych kartezyańskich poglądów o duchach i dyabłach został ostro napadnięty przez niderlandzkich protestanckich teologów i pozbawiony urzędu. W początkach XVIII w. przeciw temu przesądowi o czarownicach powstał Chrystyan Thomasius, jurysta w Halle 32. Doczekał się on spełnionego zadosyćuczynienia — powolnego zaniechania tortur i procesów o czary w Brandeburskich Prusach, dzięki poprzednim skutecznym działaniom ze strony katolickiej. To też dowcipnie mówiono o nim: że Thomasius kobietom ponownie wywalczył prawo pozostania staremi. Zresztą, — rzecz charakterystyczna — przesąd o czarownicach zaczął się w Marchii Brandenburskiej właśnie w czasie wprowadzenia tam protestantyzmu, a następnie w tejże marchii doszedł do największego rozkwitu. Tak o tern pisze historyk v. Raumer (Mark. Forsch. Berlin, 1841. I B. str. 238): „Najstarsza źródłowa wiadomość o czarach (i o karach na czarownice w Marchii pochodzi z czasów Kurfiirsta Joachima II, który pierwszy z książąt Brandenburskich przyjął protestantyzm r. 1539). W roku 1545 pewna kobieta we wsi Rhinow około Friesack gotowała ropuchę, ziemię z jakiejś mogiły i t. d., wylała to wszystko na drogę, któredy miał ktoś inny przechodzić i t. d." Siostra tego księcia, Anna księżna Meklemburska, również protestantka, z całem namaszczeniem wierzyła, że jej jakaś czarownica w postaci czarnego kota zaszkodzić miała, i uprosiła swego brata, żeby kazał pod zarzutem zbrodni kryminalnej przesłuchać inną czarownicę, która tej księżniczce miała kawał koszuli odkroić, niem czarować i księżnę samą w chorobę wpędzić; podczas tego procesu sama księżna osobiście była na sądach obecna. W 1554 r. kobieta jakaś została spalona w Angermunde za to, że komuś truciznę przed drzwi wylała. W 1563 r. pochwycono sławną czarownicę w Blankkow w okolicach Wittstock; początkowo ją uwolniono, później jednak wzięto ją na tortury. W 1565 r. w Perlebergu prowadziły czary dwie czarownice: Didesche i Marmasche, a wiele innych było spalonych w Priegnitz. I tak szło dalej, a jeszcze w r. 1728, pomimo Thomasiusa, w Berlinie oskarżono dziewczynę „pacti z dyabłem" i przez sąd kryminalny skazano na karę ognia lub miecza" 33.
Wreszcie wiara w czary i w czarownice coraz bardziej chwiała się w ciągu XVIII wieku,—naprzód między uczonymi i w oświeconych kołach społeczeństwa, następnie także między ludem tak, że w połowie tego wieku zaniechano wogóle nawet procesów o czary. Spalenie podprzełożonej klasztoru Unterzell w Wurtzburgu w roku 1749 wskazują jako ostatni podobny wypadek w krajach katolickich 34. Na terytoryach zaś protestanckich panował ten przesąd jeszcze dłużej. Tak np. w 1750 r. w Kwedlinburgu uduszono jakąś kobietę z powodu czarów, a następnie ją spalono; w 1776 roku w Suffolk w Anglii skazano jakiegoś konowała na próbę wody, w 1783 r. w protestanckim Glarus stracono jakąś dziewczynę jako czarownicę 35. Wreszcie w Delden w Hollandyi jeszcze w r. 1823 przeprowadzono jakąś starą kobietę przez próbę czarów 36.
Na podstawie tego, cośmy dotąd powiedzieli, możemy twierdzić kategorycznie: Ani chrystyanizm, ani papieże lub księża, ani Kościół katolicki, ani nawet średnie wieki nie są odpowiedzialne za przesąd czarodziejstwa i za okrucieństwa w sprawach o czary. Twierdzenie temu przeciwne byłoby niemądre i śmieszne.
Naszem zdaniem, żaden system religijny, żaden stan, żaden nawet okres czasu nie może za ten przesąd specyalnej ponosić odpowiedzialności. Dobrze się wyraża w tym względzie De Maistre 37 gdy mówi, że przesąd o czarownicach należy do tego rodzaju zarzutów, które czynić trzeba albo całemu rodzajowi ludzkiemu, albo nikomu. Ciekawy także w tym przedmiocie szczegół przytacza massońska „Gartenlaube" (1887. N. 6, str. 100) „Procesy czarownic w Afryce Zachodniej." Reinhold Buchholz, którego podróże po zachodniej Afryce nabrały najwyższego znaczenia odkąd państwowa flaga niemiecka powiewa w Kamerunie, podaje, że u niektórych szczepów Negrów afrykańskich, jak u szczepu Bakhari i Dualla, procesy przeciw czarownicom są w powszechnem użyciu.
Skoro kto zachoruje lub umrze u plemion rzeczonych, musi to być bezwarunkowo skutkiem czarów, albo zaczarowane musiałyby być przez kogoś zwierzęta, węże, krokodyle, leopardy, które śmierć komuś innemu spowodowały...
Teologowie tedy i juryści z okresu reformacyi, którzy sami ściągnęli na się hańbę takich procesów, znajdują teraz współtowarzyszy w kacykach czarnej ludności. A więc zabobon, z którego powstały procesy czarownic, nie ma nic wspólnego z chrystyanizmem i z jego nauką o dyable; zdaje się on wypływać z samej natury ludzkiej, z jej słabości i braków; inaczej bowiem nie istniałby, tak jak jest faktycznie, we wszystkich strefach kuli ziemskiej. Jeżeli kto, to my dzieci XIX wieku, najmniej podobno mamy prawa do podnoszenia żalów na przeszłość. Czyż taki fenianizm, socyalizm, nihilizm, magnetyzm, spirytyzm i t. p. nie są, przesądem bardziej niż tamten rozpowszechnionym i niebezpiecznym, którego nawet ostatnie wyniki nie są jeszcze znane?! Tylko, że tu oskarżać i pod pręgierz stawiać trzeba tych, co psują i osłabiają religię i wiarę, a wobec słabszych stronniczą okazują przemoc. Albowiem poucza rozum i historya, że tam, gdzie zapanuje niewiara lub zabobon, największy nierozum się przyjmie, a okrucieństwo i huć prześladowcza najpłodniejszą znajdzie dla siebie rolę.
(Ob. „Geschichtslugen?" 9 Ausg. Poderborn. 1889.— „Das Zauber und Hexenwesen." — Hertslet: „Der Treppenwitz der Weltgeschichte," 3 wydanie. Berlin 1886. (Świadectwo badacza-racyonalisty. — Jaugey: „Diet. apolog." art. Sorcellerie).
X. W. S.
Footnotes
- 
Virgil. Eclog. VIII. ↩
 - 
Der Kampf. d. Christenthums mit d. Heidenthum. 3 Aufl. str. 289. ↩
 - 
Prw. Cathech. Roman, p. IV, c. XV. qu. 5, 7, 8. — Simar, Der Aberglaube. — Schneider. Der neuere Geisterglaube. — Fehr. Der Aberglaube i. d. Kath. Kirche im Mittelalter. ↩
 - 
Prw. Rozporządzenia papieskie przeciw czarnoksięztwu u Boehmera Corp. jur. can. Appendix, p. 171 ss. ↩
 - 
Kirchengeschichte, I, 2, 281. ↩
 - 
Baumgarten. Die deutschen Hexenprocesse. str. 7 nst. ↩
 - 
Prw. Hergenrother. Kathol. Kirche u. christ. Staat. — Nowe wydanie, str. 444. ↩
 - 
Prw. Hergenröther. Kathol. Kirche u. christ. Staat. — Nowe wydanie, str. 444. ↩
 - 
Roskoff. Gesch. des Teufels, II, str. 213 nst. ↩
 - 
Prw. Aschbach. Kirchenlexicon. III, 256.— Gorres: Mystik. IV, 2, 651.— Horst. Demonologie. Zauberbibliothek. — Soldan. Gesch. d. Hexenprocesse. Neu bearb. v. Heppe. ↩
 - 
Jean Paul. Flegeljahre. II, 85. ↩
 - 
Ob. X. Nowodworski. Encykl. Kość. t. III. Czarodziejstwo w Polsce. ↩
 - 
Prw. pouczające pisemko Dr. Sautera, Die Hexenbulle 1484. Die Hexerei. mit besonderer Berücksichtigung Oberschwabens, Eine kulturhistorische Studie. Ulm. 1884. ↩
 - 
Przełożył ją na język polski pod powyższym tytułem Stanisław Ząbkowicz. 1614. ↩
 - 
Soldan. Gesch. d. Hexenprocesse. str. 214. ↩
 - 
Prw. Sachsenspiegel. II. 13 § 7 (Feuertod), oraz Karola V Halsgerichts-ordnung, art. 109 ↩
 - 
Prw. Diesenbach. Der Hexenwahn vor und nach der Glaubenspaltung in Deutschland. Mainz. 1886. str. 222 nst. ↩
 - 
Kath. Kirche u. christl. Staat. N. Ausg. str. 445. ↩
 - 
Z polecenia Flor. Kaz. Czartoryskiego, biskupa kujawskiego r. 1682 w Gdańsku przedrukowana i listem pasterskim tegoż bpa przeciw procesom czarownic zaopatrzona. (Ob. X. Nowodw. Enc. Kość. Czar, w Pol. t. III. ↩
 - 
Prw. Spedallieri. Analisi dell'esame critico etc. cap. 10. art. 9. § 5. ↩
 - 
Baumgarten. Die Deutschen Hexenprocesse. str. 23. ↩
 - 
Kurtz. Kirchengesch. str. 282. — O zabobonnych lekarzach ob. Gerson. Opp. I. 203 — 210. ↩
 - 
Tischreden. Alt. Ausg. 210 — 213. ↩
 - 
Prw. Histor-Polit - Blätter, t. 72. str. 133, oraz Lutter und. d. Zauberwesen. t. 47, str. 890 — 918. ↩
 - 
Gesch. d. Reformation. II. str. 413, 644. ↩
 - 
Gesch. d. Reformation. II. str. 413, 644. ↩
 - 
Döllinger. Dz. cyt. str. 418. ↩
 - 
Schröder. Meclenburg Kirch, histor. I. str. 225. ↩
 - 
Prw. Binz. Dr. Joh. Weyer ein rheinischer Artzt der erste Bekämpfer des Hexenwahns. Bonn. 1885. — Eschbach. Dr. med. Joh. Weyer, w Beitr. zur Gesch. d. Niederrheins. I. 1886. str. 57 — 174. Eschbach słusznie zbija bezpodstawne zdanie Binza, jakoby Dr. Weyer przeszedł w późniejszych latach na protestantyzm. ↩
 - 
Prw. Histor. Pol. Blätter, t. 68. — Diel, Frid. v. Spee. Freibg. 1872. — H. Cardauns. Frid. v. Spee. Frankf. 1884. ↩
 - 
Prw. Junkmann. Kathol. Stimmen gegen d. Hexenprocesse w „Kath. Magazin". III, 589, IV, 297. Münster. 1847—8. ↩
 - 
Theses de crimine magiae. 1701; Kürtze Lehrsätze von dem Laster d. Zauberei mit dem Hexenprocesse, 1704. ↩
 - 
Prw. gruntowną i źródłową rozprawę Mullera. Aberglaube u. Reformation in d. Mark. str. 24—87 w berlińskim Bonifacius-Kalender za r. 1875. ↩
 - 
W Polsce niestety znacznie później, bo jeszcze w r. 1775 odegrał się krwawy dramat spalenia 14 czarownic we wsi Doruchowie, w ziemi Wieluńskiej na rozkaz miejscowego dziedzica, mimo gwałtownego oporu ze strony proboszcza. ↩
 - 
Ob Schlozer. Staatsanzeiger. II. 273—277. ↩
 - 
Gesch. d. Hexenprocesse door Scheltema. Haarlem, 1828. ↩
 - 
Lettres de l'Inquisition espagnole. Lettre II, p. 53. ↩