ASSOCYACYONIZM.
Zgodnie z prawem dobrze znanem dzisiejszym filozofom, poznawszy dwa przedmioty jednocześnie lub we wzajemnym ich stosunku, ilekroć myślimy o jednym z nich, drugi natychmiast nasuwa się nam na pamięć. Wrodzona ta skłonność do łączenia rzeczonych przedmiotów w naszej myśli o tyle będzie silniejsza, o ile częściej te przedmioty będziemy widzieli jednocześnie, albo o ile silniejsze wywarły one na nas wrażenie. Prawo to, znane pod nazwą prawa assocyacyi (łączenia) pojęć, odnosi się nietylko do przedmiotów, które dostrzegamy zmysłami, ale także do wywołanych przez nie wrażeń, do naszych pojęć, a nawet do samych aktów woli naszej.
Gdy myślą przebiegam te miejsca, gdziem spędzał mą młodość, niema łąki, niema ścieżyny, któraby mi jakichś nie budziła wspomnień; głos pogrzebowych dzwonów nawet wtedy mnie smutno nastraja, gdy o niczem takiem nie myślę, coby mnie smutkiem przejmować mogło. Na mocy tego samego prawa, wyrazy, które słyszę, przywodzą mi na myśl to, co one znaczą, tak samo jak raz zaciągnione przezemnie nałogi, prowadzą mnie do takiego postępowania w przyszłości, jakiego się trzymałem w przeszłości.
Otóż, assocyacyonizm jest to system filozoficzny, który utrzymuje, że wszystkie nasze myśli, wszystkie nasze sądy, wszystkie nasze rozumowania i wszystkie umysłowe i duchowe władze niczem innem nie są, jak tylko następstwem assocyacyowanych czyli powiązanych ze sobą wrażeń, według wyżej omawianego prawa. Teorya ta rozwinęła się w Anglii, zwłaszcza pod piórem Stuarta Mill'a i Herberta Spencera; poświęcamy zaś jej tu oddzielny artykuł dla tego, że ona, wywracając podstawy rozumu, na rozcież otwiera wrota wszelkiego rodzaju nowożytnym błędom: pozytywizmowi, ewolucyonizmowi i utylitaryzmowi. (Ob. odnośne artykuły). „Teorya ta zajmuje się tylko samemi objawami zewnętrznymi.“, powiada Ribot w swej książce, w której tę teoryę roztrząsa; „nie wie ona, co to duch albo dusza, jest to zagadnienie po za jej obręb wychodzące, które też odsyła do metafizyki. Teorya to ani spirytualistyczna, ani materyalistyczna, lecz doświadczalna“1.
Jedynym faktem psychologicznym, który teorya assocyacyonizmu uważa za fakt pierwotny i niezmienny, jest wrażenie, do którego zaliczają się przyjemność i boleść, a które to wrażenie, według rzeczonej teoryi, wytwarza emocye, uczucia i wolę człowieka.
Jest-to zatem nawskroś filozofia zmysłów, filozofia sensualistyczna, która wszystkie czynności duszy uważa za przekształcone, albo raczej przez assocyacyę połączone wrażenia. I w rzeczy samej, to prawo naszego umysłu, mocą którego otrzymane drogą wrażenia dane nawzajem się uzupełniają, i akty woli, jest prawem assocyacyi. „Czem jest w astronomii prawo ciążenia, powiada Stuart Mill (dz. cyt. str. 125), czem są pierwiastkowe właściwości tkanek w fizyologii, tem są prawa assocyacyi pojęć w psychologii." Podług Mill'a, „pierwszem prawem assocyacyi jest to, że podobne do siebie pojęcia posiadają skłonność do wzajemnego wywoływania się; drugiem prawem jest to, że gdy dwa wrażenia albo dwa pojęcia były odczute jednocześnie, albo w bezpośredniem po sobie następstwie, jedno z nich dąży do wywoływania drugiego; trzeciem wreszcie prawem assocyacyi ma być to, że silniejsze natężenie jednego z tych wrażeń lub dwóch do siebie podobnych znaczy tyle w kierunku uzdolnienia ich do wzajemnego wywoływania się, co częściej powtarzane assocyacye." (Ribot. tamże str. 126; Stuart Mill Logika. ks. VI, r. IV i ks. III r. VI). Przy pomocy tych praw powinno się módz teraz lub później wytłómaczyć najzawilsze objawy psychiczne.
Nawet ogólnie roztrząsnąć tu nie jesteśmy w stanie tych wyjaśnień, do jakich się uciekają niektórzy zwolennicy assocyacyonizmu, by wytłómaczyć pochodzenie rozmaitych władz naszej duszy i przypisywanych im czynności. To też wskażemy tylko te wywody assocyacyonistów, które dążą do zachwiania zasad, na jakich się opierają argumenta naszej religii.
Oto jakim sposobem assocyacyoniści tłómaczą pojęcia ogólne i zasady rozumowe. Zmysłowe wrażenia nasze powstają z pierwiastków, które się w większej lub mniejszej ilości odnajdują w nich samych, a między tymi pierwiastkami bywają i takie, których nie odczuwamy nigdy inaczej, jak tylko w połączeniu z innymi pierwiastkami.
To też na mocy praw assocyacyi nie można myśleć o jednym pierwiastku, nie myśląc jednocześnie o drugim; wskutek tego wytwarza się w nas pewnego rodzaju umysłowe nawyknienie, które nieprzeparcie opanowywa myśl naszą. Przypisując zaś tę nieprzepartą konieczność, będącą objawem najzupełniej subjektywnym, samemu przedmiotowi naszej myśli, uważamy tę przedmiotową jedność rzeczonych pierwiastków za rzecz bezwarunkowo konieczną. Tak np., wiedząc z ciągłego doświadczenia że dwa a dwa jest cztery, przychodzimy do przekonania, że niepodobna, aby dwa a dwa nie było cztery.
Tak samo się dzieje ze wszystkiemi pojęciami ogólnemi, które się nam wydają same przez się widocznemi i których poznanie przypisujemy naszemu rozumowi. Ta cecha konieczności, zarówno według assocyacyonistów jak według kantystów, jest niczem innem, jak tylko subjektywną formą naszej myśli; lecz podczas, gdy kantyści twierdzą. że forma naszej myśli istnieje a priori, że ona należy do istoty naszego rozumu i zaznacza się już na pierwszych naszych rozumowaniach, -assocyacyoniści utrzymują, przeciwnie, że ona wytwarza się powoli, a powstawanie jej tłómaczą prawem assocyacyi.
Tym to sposobem w szczególności tłómaczy Stuart Mill powstanie następującej zasady przyczynowości: Nie ma skutku bez przyczyny. Przyjmując myśl Hume'a, podług której w ciągłem następstwie zjawisk, zjawisko niezmiennie poprzedzające nazywamy przyczyną, a zjawisko niezmiennie następujące nazywamy skutkiem, formułuje on swą zasadę przyczynowości w ten sposób: Każde zjawisko każe przypuszczać inne poprzedzające zjawisko, będące jego przyczyną. Otóż ta zasada dlatego zdaje się nam rządzić wszystkiemi zjawiskami, żeśmy nigdy nie zauważyli takiego zjawiska. któregoby nie poprzedzało inne jakieś zjawisko. W skutek tego niepodobna nam pomyśleć nawet, aby mogło się wytworzyć jakieś zjawisko bez poprzedzającego zjawiska, czyli bez swej przyczyny. Takie jest, podług zdania Stuarta Mill'a, pochodzenie zasady przyczynowości. Stojąc zatem wobec jakiegoś zjawiska zewnętrznego, szukamy jego przyczyny pośród poprzedzających je zjawisk, a ta przyczyna, którą mu przypisujemy, jest zjawiskiem albo ogółem zjawisk, które podług naszego doświadczenia niezmiennie rzeczone zjawisko poprzedzały i one jedne tylko poprzedzały go w ten sposób.
Gdy będziemy zbijali utylitaryzm (ob. art. Moralność), powiemy, że Stuart Mill za probierz (criterium) poczucia moralności uważa szczęście ludzkości, pojmowane nietylko co do swej ilości, ale także co do swej jakości. Oto w jaki sposób podług tego criterium tłómaczy on urabianie się poczucia moralności: „Odkąd człowiek zaczął być istotą towarzyską i moralną, spostrzeżenia jego i rozumowania wykazywały mu ustawicznie, że pewne czynności, np. mówienie prawdy, dążą wogóle do powiększenia szczęścia ludzkiego, a pewne czynności przeciwne. np. kłamanie, przynoszą uszczerbek temuż szczęściu ludzkiemu. Ponieważ na mocy prawa assocyacyi, to jest na mocy prawa umysłowego nawyknienia, uważamy, że czynności pierwszego rodzaju łączą się nieustannie - w doświadczeniu i w myśli z tem, co sprowadza szczęście, przeto same te czynności stają się przedmiotem naszego uznania; a ponieważ przeciwne tamtym czynności łączą się ustawicznie w codziennej praktyce i w myśli z tem co szczęście niweczy, przeto same te czynności stają się z naszej strony przedmiotem potępienia." (Przytocz. p. Ribot. op. cit. str. 146).
„Tym sposobem, ciągnie dalej Ribot, wytwarza się w umyśle naszym nierozwiązalne połączenie (assocyacya) pojęcia cnoty z pojęciem szczęścia; następnie zaś już samą siłą nawyknienia dochodzimy do spełniania obowiązku, nie myśląc o szczęściu, które on za sobą pociąga, a nawet spełniamy go w imię świadomego siebie i szczęścia nie przynoszącego poświęcenia."
A zatem, prawo assocyacyi wyjaśniałoby nam wszelkie rodzaje naszego poznawania, wszystkie nasze myśli, wszystkie nasze chcenia; złudzeniem tylko i niczem więcej byłyby wszystkie owe władze, jakie filozofia spirytualistyczna rozróżnia w naszej duszy; sam umysł nasz byłby tylko szeregiem objawów, powiązanych ze sobą węzłem pamięci lub nawyknienia, ale działalność i prawa tych objawów pochodziłyby z najzupełniej nieznanego nam źródła.
Stuart Mill nie przyznaje istnienia świata zewnętrznego. (Odnośną jego doktrynę i jej ocenę ob. w art. Idealizm). Podług niego, wszystkie nasze wrażenia mają być wyłącznie wytworami naszego umysłu. Herbert Spencer zaś, przeciwnie, utrzymuje, że jeśli się zaprzeczy rzeczywistości świata zewnętrznego, którego objawy rozwijają się po za naszą myślą, to żadną miarą niepodobna wytłómaczyć sobie naszych wrażeń zmysłowych. Przypuszcza on zatem, że użyję własnej jego terminologii, rzeczywistość swego „ja" i rzeczywistość swego „nie-ja"; objawy wewnętrzne następują po sobie powiązane jakąś spójnią cudowną (nexus), a objawy zewnętrzne następują po sobie złączone przez inny jakiś nexus. Jednakże, robi uwagę Ferri (Psychologie de l'association, str. 161). „Ponieważ wszystkie objawy naszego poznawania są dla Spencera tylko skutkami zjawisk, osnutych na rozmaitych rodzajach naszej wrażliwości, i ponieważ zarówno zjawiska wewnętrzne, jak zewnętrzne wydają mu się tylko symbolami jakiejś ukrytej i niepoznawalnej rzeczywistości, przeto Spencer przyznaje zamianę rzeczy jednego porządku, czyli jednej natury na rzeczy innego porządku, innej natury." To też nie łatwo zrozumieć naturę owej tajemniczej siły, która podług teoryi Spencera, łączy i wytwarza w nas zjawiska wewnętrzne. Ferri, zbadawszy myśl Herberta Spencera we wszystkich jej kierunkach (ob. Psychol. de l'associat. str. 183), ostatnie jej wypadkowe streszcza w wyrazach jawnie materyalistycznych, w których angielski filozof jako siedzibę myśli uznaje mózg człowieka. (Ob. Herbert Spencer: „Zasady psychol." t. II).
Bądź co bądź jednak Herbert Spencer widzi wielką różnicę pomiędzy wrażeniami a ich przedmiotem zewnętrznym. Jego zdaniem przedmioty zewnętrzne mają być tem w stosunku do naszego poznawania, czem jest sześcian w stosunku do swego zarysu na walcu. Niemniej jednak przedmioty rzeczone, zdaniem Spencera, wielki mają udział w wytwarzaniu się naszych umysłowych nawyknień, gdyż ciągłe odbieranie jednych i tych samych wrażeń w jednych i nieustannie ponawianych warunkach dostarcza nam materyału do tego powiązania (assocyacyi) nierozerwalnych pojęć, które stanowią tło naszego umysłu, tak, że myśl nasza bezustannie urabia się na zjawiskach świata zewnętrznego.
Szczególniej wszakże rozszerzył Herber Spencer zakres assocyacyonizmu i nadał mu nową doniosłość przez połączenie go z ewolucyonizmem. „Psychologia H. Spencera, powiada Ferri (Ibid. str. 158), łączy się z dwiema wielkiemi teoryami naukowemi naszych czasów, mianowicie z teoryą przechowywania czyli trwania siły, i z teoryą darwinistowskiego transformizmu. Z tych to źródeł wypłynął jego ewolucyonizm, owa olbrzymia synteza, która, uważana ze stanowiska bytu, obejmuje materyę, życie, ducha i społeczeństwo, a uważana ze stanowiska nauki, obejmuje najpierwsze ogólne zasady oraz kosmologię, biologię, psychologię i socyologię.“ A zatem Herbert Spencer wypracował obszerną syntezę, w której zamknął ważniejsze gałęzie nauk przyrodniczych, filozoficznych i politycznych. Jeśli do tego dodamy, że żadna ze zdobyczy nowożytnej wiedzy nie zdaje się mu być obcą, to zrozumiemy, jaki urok wywierać mogą jego teorye.
W artykule niniejszym postaramy się zbadać ten tylko dział tej filozofii, który usiłuje wyjaśnić pytanie, jakim sposobem wszystkie rodzaje naszego poznawania tworzą się z wrażeń ze sobą powiązanych i z pokolenia na pokolenie nagromadzonych. Herbert Spencer utrzymuje, że pomiędzy zmysłowem wrażeniem zwierzęcia i dziecka, a rozumnymi czynami uczonego męża zachodzi różnica tylko w stopniu wysokości tego wrażenia. „Jeśli to prawda, powiada Spencer (cyt. przez Ribot. Ibid. str. 199), że od owego najpierwotniejszego aktu refleksyi, skutkiem której dziecko ssie pierś matki, aż do zawiłych rozumowań dojrzałego człowieka, odbywa się codziennie postęp po stopniach nieskończenie małych, to również prawda, że pomiędzy automatycznemi czynnościami jestestw najbardziej nierozwiniętych, a najdoskonalszemi świadomemi siebie czynnościami rodu ludzkiego, zaznaczyć można cały szereg czynności, spełnianych przez rozmaite gatunki świata zwierzęcego, tak, iż niepodobna w danej jakiejś chwili tego postępu powiedzieć: tu zaczyna się intelligencya." W jaki zaś sposób odbywa się ten postęp? Według rozumienia Herberta Spencera, życie jest stosunkiem danej jakiejś istoty do otoczenia, w którem się ona znajduje; życie to o tyle jest doskonalsze, o ile rzeczony stosunek jest zupełniejszy i o ile liczniejszemi danemi przystosowywa się to, co jest w jestestwie żyjącem, do tego co jest po za niem. To też różne są stopnie życia, jak różny jest stopień rzeczonego stosunku. Angielski filozof zarysowywa nam rozmaite stadya tego postępu. Najmniej doskonałe zwierzęta są te, które posiadają najmniej organów, potrzebnych do wejścia w stosunki z zewnętrznemi zjawiskami, i które tem samem najmniej mają środków przystosowania się do rozmaitych danych, zewnątrz je otaczających, a będących natury bardzo złożonej. Stosunek wspomniany rozwija się bądź to w kierunku przestrzeni lub czasu, do których się rozciąga, bądź też w kierunku rozlicznych relacyi, jakie napotyka w zewnętrznych zjawiskach, wytworzonych w danej przestrzeni lub czasie. Z tego to właśnie względu uznajemy po nad inne twory wyższość człowieka, którego wiedza rozciąga się aż do granic wszechświata, którego rozum ogarnia przeszłość, przewiduje przyszłe gwiazd pochody, a w zewnętrznych zjawiskach rozróżnia mnóstwo szczegółów i ze ścisłą dokładnością oblicza pierwiastki, które się na nie składają. Rzeczony stosunek pomiędzy danem jakiemś jestestwem, a jego zewnętrznem otoczeniem, wytwarza się stopniowo; lecz w miarę jak te zewnętrzne stosunki się pomnażają, uporządkowywują się one obok siebie w istocie żyjącej. Oto w jaki sposób, podług streszczenia filozofii Spencera, dokonanego przez Ribota (Psychologie anglaise, str. 295). „to uporządkowanie tych stosunków przebiega wszystkie możliwe stopnie, począwszy od ściganego zwierza uciekającego do swej kryjówki, a skończywszy na naukach ścisłych, obejmujących wszystkie najdrobniejsze stosunki i dane najbardziej złożone. Stosunki najpierwotniejsze wspierają się jedne na drugich i łączą się ze sobą tak ściśle, że tylko drogą analizy rozłączyć się dają. Tem się też dzieje, że jeden rzut oka na przedmiot widzialny wywołuje w człowieku dorosłym jednocześnie pojęcie przestrzeni, odporności, ciężkości i układu pojedyńczych części przedmiotu; wszystkie te różne pierwiastki przez częste powtarzanie się czynności wzroku jednoczą się i obok siebie się zestawiają. Tym właśnie sposobem uczymy się języków obcych; tem się dzieje, że dziecko chwiejne naprzód w znajomości liter i syllab, dochodzi powoli do ich dokładnego rozpoznawania. „Widocznie więc wnioskuje stąd Spencer (przytocz. Ibid str. 206), dzisiejsze podziały naszych psychologii mogą być tylko powierzchownie prawdziwe. Instynkt, rozum, wrażenie, pojęcie, pamięć, wyobraźnia, uczucie, wola i t. d., wszystko to są tylko oddzielne konwencyonalne kategorye takich stosunków naszej istoty do naszego otoczenia.“
Przeciw Stuartowi Millowi uznaje Herbert Spencer, że tak bardzo złożone nawyknienia, jakiemi są umysłowe władze człowieka, nie mogą się urobić w ciągu krótkiego życia ludzkiego. Przypuszcza więc, że nabyte w ten sposób nawyknienia dziedzicznie się przekazują. Tak więc rodzimy się już obdarzeni danemi, stanowiącemi rozum ludzki, różni najzupełniej od zwierzęcia, które posiada tylko słabo rozwinięte instynkta.
Słusznieby na to powiedział Kant, że każdy z nas zanim dochodzi do wrażeń i doświadczenia, naprzód posiada już rozum, ale Kant nie mówi, jakim sposobem utworzył się w nas ten rozum. Otóż Spencer chce go wytłómaczyć i powiada, że rozum jest wynikiem wrażeń, doświadczanych pod działaniem otoczenia i powiązanych ze sobą, czyli assocyacyonowanych przez niezliczone pokolenia, które następowały po sobie na tem samem terrytoryum, na którem my mieszkamy.
Widzieliśmy, jak Stuart Mill tłómaczy moralne poczucie obowiązku; zobaczymy teraz, w jaki je sposób pojmuje Herbert Spencer? Zasadza on doskonałość bezwzględną na takim stanie społeczeństwa, w którem każdy, rozwijając swobodnie swe zdolności, przyczynia się do posiadania największej summy szczęścia przez ogół. Ku temu ideałowi zmierzamy koniecznie ale powoli, działanie bowiem naszego fizycznego i społecznego otoczenia, przez nagromadzone stałe i w dziedziczność wreszcie przechodzące wrażenia, wytwarza w nas pewną całość uczuć i pojęć, będącą właśnie niczem innem, jak tylko naszem poczuciem moralnem. To nasze poczucie moralne skłania nas zatem do pragnienia i starania się o urzeczywistnienie tego ideału. Nie znając sposobu, w jaki te moralne uczucia obowiązku się utworzyły, a widząc je w niezgodzie z naszym egoizmem, który one zdają się zwalczać, bierzemy je za zasady, krępujące naturę naszą powagą jakiegoś świętego obowiązku. „W każdym razie, to uczucie, jakkolwiekby silne mogło być dzisiaj, powiada Guyau (La morale anglaise contemporaine str. 182) jest tylko przejściowe i odpowiada takiemu stanowi społecznemu, który jeszcze na niższym pozostaje stopniu. Przyjdzie wszakże czas, kiedy postępowaniem moralnem stanie się postępowanie naturalne, a obowiązkiem będzie zawsze przyjemność.“
Nigdy sensualizm nie przybrał tak naukowej formy, jak w filozofii assocyacyi Stuarta Milla, uzupełnionej ewolucyonistycznemi doktrynami Herberta Spencera. To też celem odparcia głównych zarzutów, przeciw nauce katolickiej, które z rozmaitych systemów sensualistycznych wydobyć można, pragnęliśmy zestawić obok siebie teorye obu tych filozofów, i w całej sile uwydatnić ich argumenta, na których się w swej walce z Kościołem wesprzeć usiłują. Oznaczmy naprzód wyraźnie punkta sporne. Idąc w ślad za nauką św. Tomasza z Akwinu, twierdzimy, że zmysły dostarczają nam przedmiotu do wszelkiego naszego poznawania, umysł nasz bowiem wyrabia się tylko na tych danych, które znajduje w naszych wrażeniach, w naszej wyobraźni albo w naszej pamięci. Przyznajemy, że assocyacya wrażeń odbywa się u zwierząt, i odbywa się prawdopodobnie według praw, opisanych przez Stuarta Milla. Odbywa się ona również i u ludzi, których władze zmysłowe podobne są do takichże władz, jakie znajdujemy u zwierząt, i przez czynniki, wyrobione w organach zmysłowych, przyczynia się w znacznej części do obudzenia w umyśle naszym pojęć ogólnych, tak, że częściowo rozwój naszego umysłu zawdzięczamy assocyacyi pojęć. Jest-to tem prawdziwsze, że te assocyacye pojęć wytwarzają się nietylko przy pomocy czynników konkretnych, dostarczanych nam przez wrażenie, lecz także przy pomocy wyrazów ludzkiej mowy, które tak dziwnie ułatwiają działanie wszystkich władz naszych; wyrazy te bowiem—prawie wszystkie—są znakami, przedstawiającymi assocyacyę przedmiotów zewnętrznych lub też assocyacyę pojęć.
To wszystko pojmujemy i uwzględniamy, lecz czego przypuścić nie możemy, to tego, żeby ta assocyacya poszczególnych pierwiastków, mogła sama przez się wytworzyć jakieś pojęcie ogólne, albo zrodzić w umyśle jakąś zasadę bezwzględną i pewną.
W istocie bowiem, choćbyśmy tysiące razy widzieli dwa zestawione obok siebie pierwiastki, to przecież nic więcej na mocy naszego doświadczenia twierdzić nie możemy, jak tylko to, że one za każdym razem, gdyśmy je widzieli, obok siebie istniały. Prawnie zatem i logicznie na ich podstawie nie możemy utworzyć żadnego pojęcia ogólnego. Weźmy przykład, na który z naciskiem powoływał się Stuart Mill. Gdybyśmy nie mieli innego źródła informacyi, jak tylko sam assocyacyonizm, to niepodobna byłoby nam dojść nietylko do poznania zasady przyczynowości, ale nawet i do poznania innej zasady, którą Stuart Mill uważa za równaznaczną z tamtą, a która brzmi: „każdy fakt ma swego poprzednika.“ Zapewne, wszystkie fakta, które przeszły przez moje doświadczenie, miały przed sobą inne, poprzedzające je fakta, ale ja nie wiem, czy to zawsze tak będzie odnośnie do mego poznawania, i czy tak było odnośnie do poznawania wszystkich innych ludzi.
Ale pocóż mamy kłaść tak wielki nacisk na ten szczegół, kiedy uznają go sami nawet przeciwnicy nasi? Cóż bowiem mówią oni w istocie? Oto, że nasze pojęcia ogólne nie posiadają znaczenia przedmiotowego; innemi słowy, że tylko złudzenie nasze przypisuje przedmiotom zewnętrznym przedmiotową konieczność, która jest koniecznością czysto subjektywną. Nie można chyba przyjąć tej teoryi, nie wpadając tem samem w sceptycyzm.
Wszelako, nawet wtedy, gdyby przedmiotowa prawda pojęć ogólnych i bezwzględnych była rzeczywiście tylko złudzeniem, należałoby jeszcze wyjaśnić, jaką drogą przychodzimy do uznania za ogólne tych pojęć, któreśmy tylko w poszczególnych przypadkach doświadczeniem poznali. Wszak sama tylko assocyacya nie może tego wyjaśnić. Assocyacya ta może wytwarzać w nas zastarzałe nawyknienia, jak to czyni u zwierząt; ale nie może wytwarzać tej refleksyi umysłowej, która uważa to nawyknienie za konieczny warunek nie tylko już istnienia poszczególnego czynu, ale wszystkich wogóle czynów, które spełnić się mogą. Ta właśnie umysłowa refleksya jest owym czynnikiem, który istnieje we wszystkich naszych sądach ogólnych, nawet subjektywnie uważanych, a którego powstanie nie może być uważane za skutek assocyacyi, albowiem żadne z wrażeń assocyacyonowanych nie zawiera w sobie nic ogólnego. W tem właśnie leży cała przepaść, dzieląca zmysłowy świat wrażeń, którego charakterystyczną cechą jest indywidualizm, od świata umysłowego, którego charakterystyczną właściwością jest powszechność, i którego granice sam tylko rozum przekroczyć jest mocen. Mylą się przeto Stuart Mill i Spencer, gdy mówią, że pomiędzy zmysłowem wrażeniem zwierzęcia a wiedzą człowieka jest tylko (ilościowa) różnica stopnia. W istocie bowiem, jeśli wiedza wyrabia się na pewnych pierwiastkach tej samej natury co wrażenia zmysłowe, to przecież supponuje ona interwencyę czynnika innej zupełnie natury, aniżeli zmysły.
Czyżby Herbert Spencer chciał wypełnić tę przepaść, przywołując na pomoc dziedziczność tych nawyknień? Sądzimy że żadną miarą tego dokonać nie zdoła. Oprócz tego bowiem, że taka dziedziczność, zastosowana do wszystkich naszych myśli i do wszystkich naszych skłonności, jest czczem przypuszczeniem, to nadto nie rozwiązuje ona bynajmniej zagadnienia. Zarówno bowiem w ciągu milijonów wieków, jak w ciągu jednego życia ludzkiego, niepodobna przebyć tej niczem nie wypełnionej przepaści, dzielącej zmysły od ducha.
Napróżno więc zmieniają assocyacyoniści prawdziwe znaczenie zasady przyczynowości (ob. art. Bóg) i zasady moralności (ob. art. Moralność), aby ich pochodzenie wytłómaczyć zgodnie z duchem swej teoryi. Ta ich teorya nie może wytłómaczyć ani przedmiotowej wartości tych zasad (co uznają sami assocyacyoniści), ani też owego niezłomnego przeświadczenia, z jakiem o bezwzględnej ich konieczności twierdzimy.
A zatem trzeba przyznać, że umysł nasz i nasza wolna wola są czemś innem, aniżeli skutkiem ewolucyi naszych władz zmysłowych, i że nosimy w nas samych pierwiastek poznawania i działania nieskończenie wyższy od zmysłów i od zmysłowych skłonności.
Odparcie innych błędów wspomnianych sensualistycznych psychologów znaleźć można w artykułach: Pozytywizm, Determinizm, Ewolucyonizm, Pewność, Idealizm, Bóg, Stworzenie świata, Opatrzność, Moralność, Dusza ludzka, Dusza zwierzęca. (Vacant). X. W. S.
Footnotes
- 
La psychologie anglaise contemporaine. 3 wyd. str. 423. ↩